Agata Wasilenko-Mikuta

twitter  ·  facebook  ·  blog  ·  e-mail  · program wyborczy     

Tajemnice niskiej frekwencji.


To wina polityków! – można usłyszeć w przemądrzałych analizach faktu, że niewiele osób zdecydowało się iść do wyborów. Żeby jednak poznać prawdziwe przyczyny niskiej frekwencji trzeba... cofnąć się do piątej klasy szkoły podstawowej.

Oczywiście politycy zrobili sporo złego. Obietnice bez pokrycia, zainteresowanie pomnażaniem własnego majątku, nie zaś problemami wyborców, podwyższanie podatków, pielęgnowanie systemu, który utrwala monopol kilku partii, a co za tym idzie brak reprezentacji dużej części społeczeństwa itd. Lista grzechów zaprawdę jest bardzo długa.

Przyczyna apatii społecznej tkwi jednak głębiej. Jej źródło można dostrzec w systemie nauczania, który sprawia, że stajemy się narodem outsiderów. Mam teraz okazję dogłębnie poznać edukację na poziomie szkoły podstawowej i... postawa wyborców przestaje mnie dziwić.

Zniechęcić do aktywności można bardzo prosto – wystarczy dać komuś zadanie przekraczające jego możliwości. I to właśnie robi nasz system edukacyjny. Produkuje zastępy frustratów z silnym poczuciem niższości, którzy są przekonani, że jakakolwiek aktywność nie ma sensu. Dlaczego tak się dzieje?

Wróćmy do szkoły podstawowej. Młody człowiek zasypywany jest abstrakcyjnymi definicjami, żąda się od niego, żeby nabył umiejętności, które w rzeczywistości mogą posiąść nieliczni, posiadający wyjątkowe zdolności. A potem wystarczy go rozliczyć z niewiedzy, upokorzyć, podkreślić jego beznadziejność...

Oto prosty przykład. Już na bardzo wczesnym etapie nauczania wprowadza się wiedzę o częściach zdania. Uzasadniane jest to zapewne troską o poprawne budowanie zdań przez uczniów. Nie znam jednak żadnej osoby parającej się zawodowo piórem, a jako dziennikarz i wydawca znam ich sporo, która pisząc analizuje, czy używa przydawki czy dopełnienia albo gdzie powinien znajdować się podmiot. Używanie języka jest bowiem procesem, którym rządzi przede wszystkim podświadomość i intuicja. Powielamy zakodowane wzorce językowe. W szkole jednak nie ma czasu na zapamiętywane tych wzorców. Jest czas na gnębienie uczniów, którzy nie rozumieją różnicy między przymiotnikiem a przydawką. 

W czwartej klasie szkoły podstawowej mój syn otrzymał zadanie napisania w ciągu 20 minut baśni z dialogami. Nie lepiej jest z wymaganiami z innych przedmiotów. Np. przyroda, która powinna być fascynująca – kogo nie zachwyca otaczający nas świat roślin i zwierząt, procesy fizyczne i klimatyczne, z którymi stykamy się na każdym kroku? Nie, nie o taką wiedzę chodzi w naszym systemie edukacji. Jest definicja za definicją. Rodzaje skał, gleb, klimatu. Jakieś pojęcia od których włos jeży się na głowie – np. „drobina”. 

A królowa nauk matematyka? I tu zamiast nauki praktycznego zastosowania wiedzy mamy mnóstwo definicji, abstrakcyjną geometrię, kąty wklęsłe i wypukłe, chaos pojęć i wzorów, skomplikowane operacje na ułamkach, przeliczanie metrów na decymetry, które jak powszechnie wiadomo jest podstawą funkcjonowania we współczesnym świecie itd.

Z podręcznika do Historii zaś dowiadujemy się, że Bolesław Chrobry był awanturnikiem który atakował sąsiednie państwa, skłócił nas z innymi narodami i doprowadził do kryzysu gospodarczego. Do tego lektury typu „Chłopcy z Placu Broni” – apoteoza klęski i bezsilności. 

W Polsce nawet lekcje WF są tak frustrujące dla uczniów, że ogromna ich część zamiast ćwiczyć przynosi zaświadczenie lekarskie o niezdolności do zajęć.

Ten system uczy, że przetrwają ci, którzy się podporządkują, uznają konieczność uczenia się na pamięć niepotrzebnych i bezsensownych treści. Konformistów, którzy w dorosłym życiu staną się doskonałymi wykonawcami poleceń. Mniej zdolni, lub, co gorsza, uczniowie wyjątkowo kreatywni i poszukujący, są przez system odrzucani. System łamie im charakter, doprowadza do frustracji, zniechęca do działania. 

Jak w czasach, kiedy dzięki internetowi, telewizji, wspaniale wydanym i napisanym książkom popularnonaukowym młody człowiek ma nieograniczony dostęp do atrakcyjnie podanej wiedzy, przekonać go, że szkoła jest czymś dobrym i kraj, w którym taki system obowiązuje jest wart chwili zainteresowania?

Dlatego wyborcy woleli grilla od wyborów. Dlatego gimnazjaliści chodzili na wiece poparcia ugrupowania kontestującego ten system. Dlatego ofiary tego systemu, którym nie udało się do końca złamać kręgosłupa głosowały najpierw na kontestującego Palikota, potem na Korwina Mikke.

Na koniec warto sobie postawić pytanie, czy mamy słabych twórców programów szkolnych i podręczników, którzy pracują na zasadzie – coś im przyszło do głowy, więc upychają to w programie, nie rozumiejąc lub lekceważąc psychologię i prawa rządzące procesem poznawczym u dziecka? A może jest to element świadomej inżynierii społecznej, której celem jest apatia i brak kreatywności społeczeństwa?

Wybory zaczynają się już w szkole podstawowej. Przegapiliśmy to. Nigdy nie nadrobimy ostatnich 20 lat. Kontestację systemu mogą przełamać tylko bardzo silne emocje. Emocje zaś mają to do siebie, że nikt nie jest w stanie przewidzieć, dokąd nas doprowadzą.