Agata Wasilenko-Mikuta

twitter  ·  facebook  ·  blog  ·  e-mail  · program wyborczy     

Pieniądze i polityka

Dzisiaj rano przed moimi oknami przemknął samochód ciągnący przyczepę z wielkim bilbordem, z uśmiechającym się zębicznie jednym z moich kontrkandydatów w wyborach do PE. Poczułam delikatne ukłucie zazdrości. Mnie na takie bilbordy nie stać. Nie uśmiecham się z fasad wieżowców, z wielkich przydrożnych tablic reklamowych i ogłoszeń w gazetach.

Ale też zaraz pojawiła się refleksja. Czy ja na pewno chciałabym popularności kupionej za pieniądze? Czy w ogóle ma sens demokracja, w której wybiera się ładniejszy uśmiech zębiczny, a nie program kandydata?

Pieniądze w procedurach demokratycznych są problemem. Dostrzega to ustawodawca w prowadzając limity wydatków na kampanię wyborczą i wpłat na rzecz komitetu wyborczego od jednej osoby fizycznej.

Problem tkwi zupełnie gdzie indziej. Panujący w Polsce system promuje partie, które uzyskały w wyborach pewien próg procentowy. Mają do dyspozycji dziesiątki milionów złotych z budżetu państwa. Jeszcze bardziej uprzywilejowane są partie władzy. Mogą, na przykład, za nasze pieniądze przygotowywać spoty reklamowe, jak pod ich rządami rozkwita kraj. Mogą zlecać mediom publikowanie ogłoszeń, uzależniając je od siebie. Mało tego, władza może nagradzać aktywne grupy wyborców. Np. PSL motorem napędowym kampanii do PE w moim okręgu uczynił wręczanie dyplomów. Kandydaci wiec jeżdżą po radach miasta czy remizach strażackich i ściskają ręce.

Nie można też nie wspomnieć o gigantycznej korupcji, jaka ma miejsce za rządów obecnej władzy. O przepływach miliardów złotych z funduszy publicznych do prywatnych kieszeni. Właściciele tego kapitału nie chcą śledztw i rozliczeń. Pragną za wszelką cenę zachować status quo, czyli bezkarność i beztroską konsumpcję. Oni „zagłosują” pieniędzmi.

Naprzeciwko tej potężnej machiny propagandowo-finansowej stają małe ugrupowania, których członków jednoczy wspólna idea, pragnienie dokonania zmian, dzięki którym poprawi się życie zwykłych ludzi. Nie należący do elit politycznych kandydat na polityka musi zmierzyć się z całymi sztabami świetnie opłacanych specjalistów od PR, asystentów i wynajętych do różnych zadań związanych z kampanią wyborczą firm.

Czy entuzjazm jest w stanie rywalizować z milionami złotych, wielkimi bilbordami, dziesiątkami tysięcy plakatów i tandetną, za to nachalną i zalewającą nas ze wszystkich stron propagandą sukcesu, taką samą, z jaką mieliśmy do czynienia choćby w czasach rządów Edwarda Gierka?

Wciąż wierzę, że słowo jest potężniejsze od pieniędzy. I każdą kampanię, czy to polityczną czy społeczną należy wykorzystywać nie do pokazywania uśmiechów zębicznych, lecz do prezentowania programów, które zawierają lepsze rozwiązania od istniejących. Zdobywać coraz większe poparcie dla zwiększania swobód obywatelskich, wprowadzania mechanizmów chroniących demokrację przed rządami oligarchicznych elit, stworzenia warunków do zrównoważonego rozwoju dla wszystkich grup społecznych, nie tylko dla tych uprzywilejowanych.

Kiedy zdawałam maturę słuchaliśmy Gintrowskiego, który śpiewał: drukujemy ulotki o tym, że jeszcze żyjemy...

Historia zatoczyła koło, znów ulotki trzeba przeciwstawić wielkiej machinie systemu władzy i propagandzie sukcesu. I krok za krokiem dążyć do celu. Trzeba się odważyć.